Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kom Boffen, wtedy, gdy byli jeszcze służącymi starego Harmona. Opatrzywszy dokładnie wszystko, zapytał jeszcze raz pana Boffen, czy nie ma dla niego jakich nowych poleceń.
— Nie, żadnych już — odparł spadkobierca.
— Pozwolę sobie jeszcze zapytać pana, czy masz pan zamiar sprzedać ten stary dom?
— O nie, nigdy; zachowamy go ja i moja żona na pamiątkę naszego pana, jego dzieci, no i naszej dawnej pracy.
— A to? — spytał jeszcze Rokesmith, — ukazując na pagórki śmiecia.
— To? — powtórzył pan Boffen — to co innego; toby się dało sprzedać, ale nie zaraz jeszcze. Wie pan co, żalby mi było rozkopywać te pagórki, do których się już oko przyzwyczaiło i które nawet upiększają naszą dzielnicę, bo pomyśl pan tylko jakiby tu był płaski widok, gdyby ich nie było. Nie mówię wszakże, żebym nie miał tego kiedyś ruszyć. Widzi pan, ja jestem człowiek bez nauki, ale na śmieciach znam się wybornie. Mógłbym oszacować panu co do szelinga wartość tych pagórków i mogę panu ręczyć, że nie tracą one nic na czekaniu. Przyjdziesz pan jutro do nas, panie Rokesmith?
— Będę przychodził codziennie i dokładać będę wszelkich starań, abyś pan mógł wejść jaknajprędzej w posiadanie swego nowego domu.
— O! mnie wcale nie pilno, Tylko widzi pan, jeśli się ludziom dobrze płaci, to należy wymagać, żeby pracowali pilnie. Czy i pan jesteś tego zdania?