Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścią Boffen. — To pan Rokesmith, wspólny przyjaciel nasz i Wilferów.
— Siadaj pan proszę, siadaj, — mówił z wylaniem. — To jest pani Boffen, którą już widziałeś. Powiem prawdę, że na wieki zapomniałem o panu, ale, bo miałem tyle zajęcia. A teraz rad jestem, żeś pan przyszedł.
— I ja także — potwierdziła pani Boffen.
— Pan chciałeś być moim sekretarzem? — zaczął Boffen.
Rokesmith potwierdził to skinieniem głowy.
— Otóż, prawdę mówiąc, w pierwszej chwili wydało mi się to trochę dziwne, a także pani Boffen dziwiła się, gdy jej o tem wspomniałem. Myśleliśmy oboje, że sekretarz to jest właściwie takie biurko z szufladami, obite zielonem suknem. A pan przecie nie jesteś biurkiem.
— Z pewnością nie — odparł z uśmiechem Rokesmith. — Ale może uda mi się pana przekonać, że potrafię mimo to być sekretarzem.
Tu młody ten człowiek próbował wyjaśnić zwięźle spadkobiercy, na czem polegają obowiązki sekretarza.
— A więc — spytał ze zwykłą szczerością pan Boffen — gdybym pana ostatecznie wziął do siebie, cobyś pan robił?
— Spisywałbym pańskie dochody i rozchody, regulowałbym rachunki ze służbą, robotnikami, dostawcami a wreszcie utrzymywałbym w porządku pańskie papiery — dodał, patrząc z lekkim uśmiechem na stół, zawalony splamionymi rachunkami i różnego rodzaju bibułą.