Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

du na świat. Pan Podsnap miał zawsze w pogotowiu parę magicznych wyrazów, którymi zmiatał niejako z drogi wszystkie nieprzyjemne lub zawiłe strony życia.
— Nie potrzebuję wiedzieć o tem — powtarzał — proszę o tem przy mnie nie mówić, nie uznaję tego.
Wymawiając te rozstrzygające wyrazy, pan Podsnap wykonywał zwykle ręką szeroki gest, który był mu właściwy, a którym oczyszczał niejako świat ze wszystkich ciemnych i ciernistych zagadnień, jakich istnienie uważał za osobistą dla siebie obrazę. Trzeba przytem wiedzieć, że nietylko moralny, ale i geograficzny świat uznawany przez Podsnapa, bardzo był zacieśniony. Mimo, że zawdzięczał bogactwo swoje handlowi międzynarodowemu, uważał on istnienie innych krajów, poza Anglią, za omyłkę przyrody.
— To nie angielskie! — mówił o wielu rzeczach, wykonywając szeroki, zmiatający gest, z rumieńcem oburzenia na czole.
Słowa te przecinały oczywiście w zawiązku każdą kwestyę. Z drugiej strony, świat, który streszczał w sobie pojęcia o życiu pana Podsnapa, wstawał o godzinie ósmej, golił się o wpół do dziewiątej, śniadał o dziewiątej, wychodził o dziesiątej na giełdę, powracał o wpół do szóstej — i obiadował o siódmej. Literatura, zdaniem pana Padsnapa, składała się ze stosów książek, co opisują ze czcią przynależną ludzi, należących do świata, który