Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ani mnie — odparł Mortimer. — Gdybyśmy tak odeszli?
— Ty nie masz prawa odejść, a ja zostanę dla ciebie.
Rzekłszy to Eugeniusz, zamyślił się, a potem spojrzał na przyjaciela z jakimś dziwnym wyrazem.
— Czy wiesz? — mówił — że stoi mi ciągle w oczach ta czarnowłosa dziewczyna, która siedzi w tej chwili sama jedna przy ogniu. Czy zdajesz sobie sprawę, że my dwaj uknuliśmy niejako spisek przeciw tej biednej istocie, że oplątaliśmy ją w sieci, jak zdrajcy.
— Tak, trochę — odparł Mortimer.
— Nie trochę, ale ogromnie,
Tymczasem inspektor powrócił, donosząc, że nie odnaleziono dotąd ani Gaffera, ani jego czółna, Musiał popłynąć gdzieś dalej na rzekę, nie zważając na noc burzliwą. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, oczekuje przypływu, który bywa najwyższy o pierwszej godzinie w nocy — nie pozostaje więc nic innego, jak czekać cierpliwie.
— Nie mam odwagi narażać panów na tak straszliwą niepogodę — zakończył inspektor — ale sam czuwać muszę na wybrzeżu, ukryty za jednem z czółen.
Obaj przyjaciele oświadczyli na to, że towarzyszyć będą na wszelki wypadek panu inspektorowi, choćby dlatego, żeby go wogóle znaleźć w razie potrzeby. — Mortimer, robiąc to, spełniał swój obowiązek, ale Eugeniusz, który zazwyczaj nie lu-