Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To pan jest panem adwokatem Lightwood? — powtórzył raz jeszcze właściciel czapki, siląc się bezskutecznie na przyjemny uśmiech.
— To ja.
— W takim razie, proszę łaski pana adwokata — mówił przybysz, zginając się w służalczym ukłonie — proszę mieć wzgląd na to, że ja jestem biednym człowiekiem, pracującym w pocie czoła i chciałbym złożyć przysięgę.
— W takim razie zwróć się pan do kogo innego.
— Ależ ja chcę zrobić Alfreda Dawid...
— Czy to imię wasze?
— Ależ nie; ja chcę zrobić Alfreda Dawid na ręce pana adwokata.
— Affidawit[1] — mruknął Eugeniusz, nie przestając palić papierosa.
— Nie mam kwalifikacyi do przyjmowania takich zeznań — objaśnił go Mortimer.
Osobnik z czapką zdawał się być zawiedziony, ale po namyśle rzekł znowu:
— To może pan adwokat będzie łaskaw spisać to, co powiem bez przysięgi.
— Powiedzcie, o co chodzi?
— O co chodzi — powtórzył, przysuwając się bliżej. — Chodzi tu o nagrodę 5,000 funtów, to nielada gratka.

— Siadajcie, proszę — rzekł Mortimer, który odgadł z tych słów, że chodzi tu o jakiś ślad,

  1. Affidawit — zeznanie na piśmie, złażone pod przysięgą.