Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kiem i łowcą posagowym, nie miałeś dość odwagi i rozumu, aby dowiedzieć się prawdy?
— Pytałem Weneeringa.
— Cha! cha! Cóż może o mnie wiedzieć taki Weneering.
— A teraz ja cię zapytam, kto wmówił w ciebie, że jestem bogaty?
— Nadawałeś sobie takie pozory.
— Więc nie radziłaś się nikogo? Owszem, pytałam Weneeringa.
— Który wiedział o mnie tyle, co i o tobie.
Po krótkiej pauzie Sofronia zatrzymała się znów i rzekła z pasyą:
— Nie daruję tego nigdy Weneeringom.
— Ani ja — stwierdził zimno jej mąż.
Zaczęli znów spacerować po wybrzeżu, żłobiąc za sobą ślady na piasku parasolką i laską.
Morze padało, słońce, które niedawno jeszcze powlekało złotą jasnością brutalne stoki skał, schowało się gdzieś, zostawiając już tylko na wybrzeżu brudne, błotniste plamy, ale nawet, uciekające jedna za drugą zdawały się piętnować pogardą i odrazą tych dwoje oszustów, złapanych we własne sidła.
— Wyrzucasz mi, żem wyszła za ciebie przez wyrachowanie — mówiła Sofronia — a czyż mogłeś rościć sobie pretensye, abym się rozkochała w twojej osobie? to doprawdy przechodzi granice.
— Mógłbym ci oddać pięknem za nadobne, Sofronio, i zadać ci to samo pytanie.
— A zatem — rzuciła Sofronia szybko —