Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Myślałem, że potrzeba będzie usunąć włosy, ale widzę, że się obejdzie. Pani ma bardzo ładnie uformowaną głowę...
Nastała chwila milczenia, w ciągu której zapewne słodki uśmiech wykwitł na jelonkowem obliczu starej damy, która przemówiła znowu:
— Pan pewnie nie z tych stron?... Ach, jaki ciężki ubiór!
— Przyzwyczai się pani... Jestem tutaj urodzony, ale kończyłem edukacją w Warszawie. Pani będzie łaskawa przechychylić głowę na prawo...
— Wszyscy warszawiacy mają dobre ułożenie i umieją rozmawiać z damami... Zdaje mi się, że krzywo...
— Niech się pani nie obawia, znam swoją sztukę... chociaż — dodał z westchnieniem — nie jestem kontent z zawodu!
— Myślałam, że ubierać głowy damom jest rzeczą bardzo przyjemną?
— Niezawodnie, pani; ja nawet byłbym zupełnie szczęśliwym, gdyby nie to, że mam pociąg familijny do profesji doktorskiej...
— Och!... kole mnie w głowę... Więc pan pochodzi z doktorów?
— Tak jest, pani!... Proszę pochylić głowę naprzód. Mój ojciec był chirurgiem, a dziadek mojej matki prawdziwym doktorem i tak się do swojej sztuki zapalił, że jednego syna zrobił restauratorem, drugiego aptekarzem, trzeciego księdzem... Głowę na lewo!... Potem familja nasza podupadła i ojciec mojej matki, nie mogąc już wypromować się na doktora, założył oberżę. Ale i ten miał medyczną żyłkę, bo wszystkim swoim krewnym i sługom kazał cztery razy w roku stawiać cięte bańki wzdłuż krzyża. O matce mojej niema co nawet gadać, bo ona przez całe życie każdemu, kto u niej mieszkał, albo z wizytą przyjechał, dawała na... Głowę dogóry!... Ja miałem być doktorem, tak chciał ojciec i matka; oddali mnie nawet do klas... Głowa prosto!... Ale że mi w szkołach było za ciężko, więc uciekłem do fryzjera...