Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tem baraniny, a potem kartofli ze śmietaną i jakoś ci ją brzuch zabolał — odpowiedział chłopiec.
— Gdzież jest pani?
— W pokoju sypialnym. Kazała paniczowi posłać na kanapie, a sama położyła się na pana łóżku.
— Uhu!... A gdzież u djabła ja spać będę?
— Pani kazała posłać panu w sali, razem z nauczycielem. I powiedziała jeszcze, żeby pana zbudzić jutro o czwartej, bo bardzo rano mamy jechać do miasta.
— Jakto, więc i ty pojedziesz? — zapytałem zdumiony.
— A pojadę, proszę pana. Już mi pani dziś nawet kazała wyszykować liberją.
— Uważaj-no, co ci powiem — rzekłem, patrząc na chłopca tak, że aż się do ściany cofnął. — Dla mnie pościelesz w kancelarji, a dla pana Postępowicza w sali. Zrozumiałeś?
— Rozumiem, proszę pana, ale nie wiem, jak to będzie, bo pani mówiła jeszcze, że nauczyciel ma panu coś tam czytać i kazała nawet dwie świece...
— Łotrze! — krzyknąłem, nie posiadając się z gniewu — jeżeli mi jeszcze słówko piśniesz, to każę ci wyrznąć sto batogów...
— W ten momencik zrobię, co pan każe! — odpowiedział blady jak chusta Pawełek i wypadł do sali.
Był czas, żem zazdrościł żony majorowi Grzesiowi; dostawszy ją, dziś zazdrościłbym mu pewnie wiekuistego spoczynku...