Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie zajmowała miejsce, usłyszałem urywek rozmowy, toczącej się między wnuczkiem poważnej damy a parobkiem Kubą, pełniącym obowiązki dozorcy i kierownika czworonożnych motorów jej ekwipaża.
— Cóż ty, durniu, nie posłuchasz się, kiedy tobie mówię grzecznie? — wołał zirytowany Sotuś.
— Ja tam kraść nie będę! — odparł stanowczo parobek.
— Ty odurzał, czy co? Cóż to takie kradzenie, kiedyby ty odsunął trochę owsa dworskim koniom, a dał jego naszym? Ja pojąć tego nie mogę!
— Niech se ta panicz sam odsuwa, kiedy chce... Ja kraść nie będę!
— Czort ciebie zabierz, durniu! Ja zawsze gadał babuni, coby ciebie nie brała z pastucha na furmana, — ot co...
Będąc z natury nader wyrozumiałym na drobne dziwactwa ludzkie, opuściłem co rychlej terytorjum, na którem troskliwość o materjalną stronę koni, uosobiona w Sociu, tak energicznie ścierała się z poszanowaniem siódmego przykazania, reprezentowanego przez byłego pastucha Kubę. Ponieważ zaś nie czułem gwałtownej potrzeby wracać natychmiast do domu, skierowałem się więc ku łąkom, już to dla obejrzenia stogów, już to dlatego, aby obecnością swoją nie obudzać rzewnych rodzinnych wspomnień w sercu zacnej mojej przyjaciółki.
Głęboko zamyślony nad znaczeniem uprawy roślin pastewnych i polityką księcia kanclerza niemieckiego, niedostrzeżenie prawie minąłem część łąk i wszedłem między stogi. Tu, zaraz przy wstępie, ciepły południowy wietrzyk, razem z ponętną wonią świeżego siana, przyniósł mi rozmowę na dwa głosy, z których jeden zdawał się należeć do Rózi, przystojnej córki mego rządcy, drugi zaś do czasowo w moim domu bawiącego wynalazcy nowej metody pedagogicznej.
— Więc stanowczo dziś... najdroższa? — mówił literat.
— Kiedy się boję — odpowiedziała Rózia.