Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Madzia otworzyła oczy i usta. Panna Howard zaczęła spacerować po swoim ciasnym pokoju i mówiła dalej:
— Domyślasz się, pani, że, odniósłszy takie zwycięstwo, nie okażę się okrutną. Nie chcę, ażeby upakarzała się przede mną kobieta samodzielna i, mimo błędów, o całe niebo wyższa nad zwykły poziom. Nie pytam więc, gdzie się obecnie ukrywa, lecz proszę panią, ażebyś zobaczywszy się z nią, powiedziała jej te słowa:
„Panna Howard zostaje na pensji, panna Howard wszystko puściła w niepamięć. Sądzi bowiem, że obie panie zajmujecie zbyt podniosłe stanowiska, ażebyście, walcząc ze sobą, miały przyczyniać się do triumfu przesądów!...
To niech jej pani powie, panno Magdaleno — kończyła. — A gdy wróci na pensję, sama wyjdę naprzeciw niej i milcząc, pierwsza podam jej rękę. Są chwile w życiu ludzkiem, panno Magdaleno, podczas których milczenie zastępuje najwznioślejszą mowę.
W tym momencie, łącząc praktykę z teorją, panna Howard przystąpiła do Madzi, mocno uścisnęła ją za rękę i — milczała. Ale milczała zaledwie kilka sekund. Wnet zaczęła opowiadać Madzi, że pomywaczka spostrzegła z okna wyjście pani Latter, że jakiś posłaniec widział panią Latter, jak z kufrem i z drugą panią jechała dorożką, że z tych poszlak gospodyni, panna Marta, domyśliła się, iż pani Latter ucieka, i że, skutkiem tego, w kwadrans po opuszczeniu pensji przez panią Latter, cała kamienica i dwie sąsiednie kamienice dowiedziały się, że — pani Latter uciekła przed wierzycielami.
W tej chwili Madzi zaczęło się kręcić w głowie, opanował ją strach, zbrzydła jej Marta, panna Howard, pensja...
Teraz odczuła cierpienia pani Latter i jej niepohamowane pragnienie ucieczki, gdzieś tak daleko, gdzie nie dolatywałyby nawet wieści o tych osobach i stosunkach.