Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cera, której mu wszyscy zazdrościli, więc on ma być tak wrażliwy na niewieście jęki, że aż spostrzegła to panna Jadwiga?...
— Oto wpadłem!...
Przyszedł mu na myśl pałac w Świerkach, ogromne pokoje, a potem cała gromada rządców, ekonomów, gorzelników, leśników... I to on, współwłaściciel tego pałacu, znalazł się w pokoikach, których sufitu dosięga ręką, a kiedy stanie przed oknem, to w mieszkaniu robi się ciemniej... I to on, któremu jego rządcy, ekonomowie, gorzelnicy i leśnicy kłaniają się z najwyższym szacunkiem, on dziś wystawał pode drzwiami pani podleśnej i tak zakłopotany, że posądzono go o nadmierną wrażliwość!...
— Tfy!... — mruknął. — Oczywiście musiałem w oczach tej pani mieć minę felczera albo pielęgniarki, kiedy aż roztkliwiła się nade mną... A niech sobie chorują, niech się leczą... Jestem na kwaterze, dziś u podleśnego, jutro u księcia, pojutrze u Żyda... Mam co innego na głowie, aniżeli ich dolegliwości... A Władek?... Cóż Władek! Jak zostanie moim adjutantem, będzie doświadczał tego samego, co i ja... Żołnierzowi nie wolno bawić się w sentymenta.
Idąc lasem, marzył.
— Szkaradna droga dla artylerji: nawet zimą i latem trzeba tu jechać ostrożnie, a po kilkudniowym deszczu można potopić armaty... Zato dla partyzantów uciecha!... W tych krzakach, na prawo, ukryłoby się ze dwustu ludzi... A tamto wzgórze?... Co za świetna pozycja dla kartaczownic!... Ani jeden wóz, ani jeden koń nie przeszedłby drogą... ani jeden człowiek nie zostałby przy życiu. Jakie sosny!... I wyobrazić sobie za każdą dobrego strzelca?... Gdyby nasi w 63-im roku posiadali dzisiejsze karabiny i armaty, a Moskale broń ówczesną, nie nazywanoby nas buntownikami... Mielibyśmy tem więcej praw do wolności, im więcej kul na minutę wypuszczałaby nasza broń...
Potem już nie widział lasu, ale, przed oczyma jego duszy,