Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oczy w również nieruchomą postać męża. Kuchcik nareszcie szukał myślą sekretu, nieznanego mu, téj milczącéj paniki.
Ciekawość Fanszety wzmogła się wśród nieméj sceny, któréj główny aktor, choć nieobecny, wszystkim stał przed oczyma. Dziewczynie podobała się ta straszna potęga Szuana i chociaż w skromnym jéj charakterze nie leżała właściwa pokojówkom złośliwość, zanadto czuła się tém wszystkiém zajętą, ażeby nie skorzystać z dobréj sposobności.
— Panienka przyjmuje waszę propozycyę, gospodarzu — rzekła poważnie do oberżysty, na którym słowa te uczyniły takie wrażenie, jak na śpiącym strzał z pistoletu, dany tuż nad uchem.
— Jaką? — zapytał nieprzytomny.
— Jaką? — powtórzył wchodzący do izby Korentyn.
— Jaką? — zapytała panna de Verneuil.
— Jaką? — zapytał wreszcie głos czwarty, wychodzący z ust osoby, która w téj chwili z ostatniego schodu lekką stopą wskoczyła do kuchni.
— Propozycyę zjedzenia śniadania wspólnie z temi dystyngowanemi osobami, o których mówiliście przed chwilą! — wykrzyknęła zniecierpliwiona Fanszeta.
— Dystyngowanemi! — podchwycił z ironią i złośliwością schodzący ze schodów młodzieniec. — Wydaje mi się to lichym żartem, kochanku, mówiąc wogóle, ale jeżeli masz zamiar dać nam za towarzyszkę tę młodą obywatelkę, to wyjątkowo trzebaby waryata, aby odmówić! — dodał, spoglądając na pannę de Verneuil. W nieobecności i w imieniu mojéj matki przyjmuję! — wykrzyknął, uderzając ogłupiałego oberżystę po ramieniu.
Trzpiotowatość młodzieńca pokrywała nieco doniosłość wymówionych słów, które zwróciły uwagę wszystkich uczestników téj sceny na niego. Oberżysta miał teraz minę Piłata, umywającego ręce po osądzeniu Chrystusa. Cofnął się o dwa kroki ku żonie i szepnął jéj do ucha:
— Biorę cię za świadka, że jeżeli się stanie jakie nieszczęście, nie jestem temu winien. W każdym razie — dodał jeszcze ciszéj — uprzedź lepiéj o tém wszystkiém pana Marche-a-Terre.
Młody człowiek, który swém wystąpieniem nanowo zawikłał sprawę, był wzrostu średniego. Miał na sobie frak błękitny. Wysokie czarne kamasze sięgały mu powyżéj kolan, okrywając sukienne, również błękitne spodnie. Prosty ten skromny mundur bez szlif nosili wychowańcy szkoły politechnicznéj. Jednym rzutem oka panna de Verneuil umiała ocenić pod zwyczajną tą suknią piękność noszącego ją mężczyzny i dostrzedz ten rys nieokreślony, który zdradzał wyższe urodzenie. Dosyć pospolita z pozoru twarz mło-