Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wzrokiem jak gdyby mówił: „Smarkaczu, połknąłbym cię na jeden kąsek!...“ Po czym odparł:
— Jest pan w złym humorze: może nie powiodło się panu u pięknej hrabiny de Restaud?
— Zamknęła mi drzwi, gdym się wygadał, że jej ojciec jada przy naszym stole! krzyknął Rastignac.
Stołownicy spojrzeli po sobie. Ojciec Goriot spuścił oczy i odwrócił się aby je obetrzeć.
— Zaprószył mi pan oko tabaką, rzekł do sąsiada.
— Kto zechce dręczyć ojca Goriot, będzie miał odtąd ze mną do czynienia, odparł Eugeniusz, spoglądając na starego. Wart jest więcej niż my wszyscy. Nie mówię o paniach, dodał, zwracając się ku pannie Taillefer.
Zdanie to było niby konkluzją; ton Eugeniusza nakazał pensjonarzom milczenie. Jeden Vautrin ozwał się żartobliwie:
— Aby wziąć ojca Goriot na swój rachunek i stać się jego odpowiedzialnym wydawcą, trzeba nauczyć się dobrze władać szablą i strzelać z pistoletu.
— Tak też uczynię, rzekł Eugeniusz.
— Wyruszyłeś pan tedy dziś na wojnę?
— Może, odparł Rastignac. Ale nie jestem winien rachunku ze swoich spraw nikomu, ile że nie staram się dochodzić tych, które inni załatwiają po nocy.
— Mój młody paniczu, kiedy się kto nie chce dać oszukać marionetkom, trzeba mu wejść ze wszystkim do budy, a nie tylko zaglądać przez dziurę w kulisach. Dosyć tej gawędy, dodał, widząc że Eugeniusz gotów jest jeszcze się srożyć. Pomówimy z sobą, kiedy będziesz miał ochotę.
Obiad stał się ponury i zimny. Ojciec Goriot, zatopiony w głębokiej boleści, jaką sprawiły mu słowa studenta, nie zrozumiał, że nastrój dla niego się zmienił i że młody człowiek, zdolny nakazać prześladowaniom milczenie, wziął go w obronę.