Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o mnie. Oto, rzekła spoglądając dokoła siebie, szkatułka, w której chowałam rękawiczki. Ilekroć sięgałam do niej ubierając się na bal lub do teatru, czułam się piękna, bo byłam szczęśliwa; zawsze zostawiłam w niej jakąś wdzięczną myśl: jest w tej szkatułce wiele mnie samej, jest w niej cała Klara de Beauséant, która już nie istnieje. Przyjm ten drobiazg: polecę aby ci go odniesiono. Pani de Nucingen bardzo dziś ładnie wygląda, kochaj ją. Jeżeli nie zobaczymy się już, mój przyjacielu, bądź pewien, że będę się modliła za ciebie, za to żeś był dla mnie dobry. Zejdźmy na dół, nie chcę aby myśleli żem płakała. Mam przed sobą wieczność, będę sama i nikt nie będzie żądał rachunku z moich łez. Jeszcze jedno spojrzenie na ten pokój.
Zatrzymała się. Następnie, zasłoniwszy na chwilę oczy ręką, otarła je, zwilżyła zimną wodą i ujęła ramię studenta.
— Chodźmy, rzekła.
Rastignac nigdy nie doznał równie gwałtownego wzruszenia, jak od zetknięcia się z tą tak szlachetnie powściąganą boleścią. Skoro wrócili na salę balową, Eugeniusz obszedł ją z panią de Beauséant: był to ostatni i delikatny wzgląd tej uroczej kobiety. Niebawem, spostrzegł obie siostry, panią de Restaud i panią de Nucingen. Hrabina wyglądała wspaniale w przepychu diamentów, które musiały palić jej ciało; ostatni raz miała je na sobie. Mimo całej potęgi swej dumy i miłości, nie mogła wytrzymać wzroku męża. Widok ten nie mógł obudzić weselszych myśli w Rastignaku: poprzez diamenty obu sióstr widział barłóg, na którym leżał Goriot. Wicehrabina wytłumaczyła sobie mylnie smutek Eugeniusza, puściła jego ramię.
— Niech pan idzie, nie chcę pana okradać z przyjemności, rzekła.
Niebawem przywołała Eugeniusza Delfina, szczęśliwa z wrażenia jakie zrobiła, żądna złożyć pod stopy kochanka hołdy zebrane w tym świecie, w który miała nadzieję się wkupić.
— Jak się wydaje panu Naścia? spytała.