Strona:PL Balzac - Marany.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciaż Bianchi był wodzem tylu djabłów wcielonych, którym potem zawdzięczał swoję podwójną sławę, posiadał on jednak ten rodzaj humoru rycerskiego, który w armii uniewinnia największe wybryki. Jednem słowem, w innym czasie mógłby być godnym podziwu flibustjerem. Przed kilku dniami odznaczył się wielkim czynem, który marszałek chciał wynagrodzić. Bianchi odmówił przyjęcia stopnia, nowego orderu, i jako jedyną nagrodę, zażądał zaszczytu, ażeby pierwszy szedł na Taragonę. Marszałek, przychyliwszy się do żądania, zapomniał o swojem przyrzeczeniu; ale Bianchi zmusił go do przypomnienia sobie o nim. Wściekły kapitan pierwszy zatknął sztandar francuski na murach i padł, zabity przez jakiegoś mnicha.
Ta wycieczka historyczna była konieczną do wyjaśnienia, jakim sposobem 6-ty pułk linjowy pierwszy wszedł do Taragony i jakim sposobem nieład, dosyć naturalny w mieście, które zostało wzięte szturmem, przerodził się w wielki rabunek.
W tym pułku znajdowało się dwu oficerów, mało znanych pomiędzy temi ludźmi żelaznemi, którzy jednak, niezależnie od wszystkiego, odegrają dość znaczną rolę w tem opowiadaniu.
Pierwszy, kapitan ubiorczy, oficer przez pół wojskowy, przez pół cywilny, uchodził za człowieka, mówiąc stylem wojskowym, pamiętającego o sobie. Utrzymywał, że jest walecznym, chwalił się między ludźmi, że należy do 6-go pułku linjowego, umiał podkręcać wąsa, jak człowiek gotów wszystko porozbijać, ale to-