Strona:PL Balzac - Marany.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Diard doznawał wrażenia snu, słysząc jak całe miasto w ten sposób wyło, biegło, trzęsło się, zachował jednak władzę myślenia i przytomność umysłu; obcierał sobie ręce o mury.
Nakoniee dobiegi do muru ogrodu swojego domu. Sądząc, że zbił z tropu ścigających, znalazł się w miejscu zupełnie pustem, do którego jednakże dochodził zdala gwar miasta, podobny do mruku morza. Zaczerpnął wody z rynsztoka i napił się.
Spostrzegłszy kupę kamieni brukowych, schował w niej swój skarb, słuchając jednej z tych bezwiednych myśli, które przychodzą zbrodniarzom, w chwili kiedy oni nie mogąc objąć całości swoich czynów, starają się wykazać swoję niewinność za pomocą braku dowodu.
Po wykonaniu tego, starał się przybrać postawę skromną, usiłował uśmiechać się, i zwolna zapukał do drzwi swojego domu, spodziewając się, że przez nikogo nie został spostrzeżony.
Podniół oczy w górę i zobaczył poza firankami światło w pokoju żony. Wtedy wśród zamętu, obrazy spokojnego życia Juany siedzącej pomiędzy synami, uderzyły go w głowę jakby młotem.
Służąca otworzyła drzwi, które Diard zatrząsnął popchnięciem nogi. W tej chwili odetchnął; ale wtenczas spostrzegł, że jest cały w potach, pozostał w ciemności i odprawił służącą do Juany.
Obtarł twarz chustką od nosa, uporządkował ubranie jak elegant, który gładzi tużurek, nim wejdzie do