Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z plącą prezydenta jakiemiś dwunastoma tysiącami franków rocznie. Mimo iż raczej skąpi, przyjmowali u siebie raz na tydzień aby zadowolić swą próżność. Wierni starym obyczajom miasta do którego du Croisier wprowadzał nowoczesny zbytek, państwo du Ronceret nie uczynili od ślubu żadnej zmiany w starożytnym do mu będącym własnością pani prezydentowej. Dom ten, mający jeden front na dziedziniec a drugi na mały ogródek, wychodził na ulicę bokiem, z jednem oknem na każdem piętrze. Dziedziniec i ogród były zamknięte wysokim murem, pod którym ciągnęła się w ogrodzie aleja kasztanowa, a w dziedzińcu zabudowania gospodarskie. Od strony ulicy biegnącej wzdłuż ogrodu znajdowała się stara krata zjedzona przez rdzę; od podwórza, między dwiema połaciami muru mieściła się wielka wjazdowa brama uwieńczona olbrzymią muszlą. Podobna muszla znajdowała się i nad frontową bramą. Wszystko było tam ciemne, duszne, bez powietrza. Mur graniczny miał otwory zakratowane jak okna więzienne. Kwiaty robiły wrażenie, że źle się czują w małych kwaterach tego ogródka, do którego przechodnie mogli zaglądać przez kratę.
Na parterze, z wielkiego przedpokoju z oknami na ogród, wchodziło się do salonu, którego jedno okno wychodziło na ulicę, ganek zaś z oszklonemi drzwiami wiódł na ogród. Jadalnia, tej samej wielkości co salon, znajdowała się po drugiej stronie. Te trzy pokoje były w zgodzie z melancholijną całością. Sufity, po przecinane ciężkiemi malowanemi belkami, ozdobione w środku skromnemi rozetami, zasmucały oko. Malo-