Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swym pięknym niebieskim dzwonkiem. W tej chwili dzwonek rozwijał się przed oczyma tej świętej: panna Armanda kochała wyobraźnią tę piękną parę, nie widziała grzechu w miłostce kobiety zamężnej z Wikturnjanem; byłaby potępiła za to każdą inną, ale tutaj zbrodnią byłoby nie kochać bratanka! Ciotki, matki i siostry mają osobliwą etykę dla swoich bratanków, synów i braci.
Widziała się tedy wśród pałaców wzniesionych przez wróżki po obu brzegach wielkiego kanału w Wenecji. Siedziała w gondoli Wikturnjana, który mówił jej jakiem szczęściem jest dlań czuć w swojej dłoni piękną rękę księżnej, i być kochanym płynąc po łonie tej miłosnej królowej włoskich mórz. W tej chwili anielskiej błogości ukazał się na końcu aleji Chesnel! Niestety! piasek skrzypiał pod jego stopami, niby piasek który sypie się z klepsydry śmierci, i który śmierć miażdży bosemi stopami. Szelest ten, oraz widok Chesnela w stanie okropnej rozpaczy, przyprawiły starą pannę o owo straszne wstrząśnienie, jakie sprawia ocknięcie zmysłów wysłanych przez duszę w krainy wyobraźni.
— Co się stało, wykrzyknęła, jakby ugodzona w serce.
— Wszystko stracone! rzekł Chesnel. Pan hrabia zniesławi dom, o ile temu nie zaradzimy.
Pokazał weksle, odmalował w kilku prostych ale silnych i wzruszających słowach męki jakie przecierpiał od czterech dni.
— Nieszczęśliwy, on nas zwodzi! wykrzyknęła