Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ludzie dają dowody osobliwej zręczności i sprytu, mają szczęście! Jeszcze tego rana, Wikturnjan znał nazwisko i adres bankierów paryskich, będących w stosunkach z du Croisierem. Byli to Kellerowie, wskazał mu ich de Marsay. De Marsay wiedział wszystko w Paryżu. Kellerowie, potrąciwszy sobie koszta eskontu, wypłacili bez słowa d’Esgrignonowi kwotę. Du Croisier miał u nich należność.
Ten dług karciany to była drobnostka w porównaniu ze stanem rzeczy w domu, Była to istna ulewa rachunków.
— Co? ty się tem zajmujesz? rzekł pewnego ranka, śmiejąc się, Rastignac do d‘Esgrignona. Układasz je? Nie sądziłem, że z ciebie taki mieszczuch.
— Mój drogi, muszę o tem myśleć: jest tego z górą na dwadzieścia tysięcy.
De Marsay, który wstąpił aby zabrać d‘Esrgignona na wyścigi, wyjął z kieszeni wykwintny pugilaresik, dobył zeń dwadzieścia tysięcy franków i wręczył mu je.
— Oto, rzekł, najlepszy sposób aby ich nie przegrać, podwójnie się dziś cieszę, żem je wygrał wczoraj od mego czcigodnego ojca, lorda Dudley.
Ten francuski wdzięk oczarował do reszty d‘Esgrignona, który uwierzył w przyjaźń, nie zapłacił rachunków i obrócił te pieniądze na swoje przyjemności. De Marsay patrzał z niezmierną przyjemnością jak d‘Esgrignon, mówiąc językiem dandysów, się grzebie; rad opierał się na jego ramieniu z wszystkiemi pozorami przyjaźni, aby zaciężyć na nim i usunąć go coprędzej z horyzontu. Zazdrosny był o to, że księżna afiszuje