Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

re wchodzi więcej mąki, tłuczonych migdałów i kassonady niż cukru i kakao. Wiejscy korzennicy sprzedają je po dwa su, a wyrabia się je w oczywistej intencji zrujnowania czekoladowego przemysłu.
Co się tyczy kawy, stary Socquard kazał ją poprostu gotować w wielkim bronzowym garnku; pozwolił opaść na dno proszkowi pomięszanemu z cykorją, i podawał wywar z zimną krwią godną garsona paryskiej kawiarni, w porcelanowej filiżance, która, rzucona o ziemię, nie byłaby się stłukła.
W tej chwili, święty szacunek jaki budził za Cesarstwa cukier, nie rozproszył się jeszcze w mieście Soulanges. Toteż Aglae Socquard przynosiła mężnie cztery kawałki cukru wielkości laskowych orzechów, jako naddatek do filiażnki kawy, wędrownemu kupcowi, który odważył się zażądać tego literackiego napoju.
Dekoracja sali, uświetniona lustrami w złoconych ramach i wieszadłami na kapelusze, nie uległa zmianie od czasu gdy całe Soulanges schodziło się podziwiać te wspaniałe tapety oraz ladę malowaną na mahoń, z blatem z fałszywego marmuru, na którym błyszczały platerowane wazy, lampy o podwójnym cugu, które (powiadają) ofiarował Gaubertin pięknej pani Socquard. Lepka warstwa ćmiła wszystko; dało się ją porównać jedynie z owem czemś, co pokrywa stare obrazy zapomniane na strychu.
Stoliki, malowane na marmur, taburety z czerwonego utrechckiego aksamitu, kinkiet z kulą pełną oliwy i dwoma dzióbkami, wiszący na łańcuchu u sufitu