Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Osobliwy obyczaj! wykrzyknął przeciwnik Rafaela, jedzie na cmentarz ekstrapocztą...
W pojedynku, jak w grze, najlżejsze okoliczności oddziaływują na wyobraźnię jego aktorów; toteż młody człowiek oczekiwał z pewnym niepokojem przybycia tego powozu, który zatrzymał się na drodze. Stary Jonatas wysiadł ciężko pierwszy aby pomóc Rafaelowi; podtrzymał go swemi wątłemi ramiony rozwijając dlań względy jakie kochanek okazuje kochance. Znikli w ścieżkach, które dzieliły gościniec od miejsca przeznaczonego na spotkanie i pojawili się aż po dobrej chwili; szli wolno. Czterej; świadkowie tej osobliwej sceny doznali głębokiego wzruszenia na widok Rafaela wspartego na ramieniu sługi: blady i zmieniony, szedł krokiem podagryka, ze spuszczoną głową, nie mówiąc ani słowa. Rzekłbyś dwaj starcy, jednako złamani, jeden czasem, drugi myślą; pierwszy miał swój wiek wypisany na białych włosach, młody nie miał już wcale wieku.
— Nie spałem, proszę pana, rzekł Rafael do przeciwnika.
Te lodowate słowa i straszliwe spojrzenie które im towarzyszyło, wstrząsnęły dreszczem tego kto był istotnym sprawcą. Miał świadomość winy i wstydził się w głębi swego postępku. W postawie, głosie i geście Rafaela było coś niesamowitego. Margrabia uczynił pauzę, wszyscy milczeli. Niepokój i naprężenie doszły szczytu.
— Jest jeszcze czas, ciągnął, dać mi lekkie zadośćuczynienie; ale niech mi pan je da, albo pan