Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kryła się pod bardzo dotkliwą i sprytną formą, odparł poważnie:
— Panie, nie uchodzi już dziś policzkować kogoś, ale nie wiem jakiemi słowami napiętnować postępowanie tak nikczemne.
— Dosyć! dosyć! wyjaśnicie to jutro, rzekło kilku młodych ludzi rzucając się między zapaśników.
Rafael opuścił salon w charakterze strony obrażającej, przyjąwszy spotkanie w pobliżu zamku Bordeau, na małej spadzistej łączce, opodal świeżo przebitej drogi którą zwycięsca mógł się dostać do Lyonu. Rafael musiał tedy nieodzownie albo znaleźć się w łóżku albo opuścić Aix. Towarzystwo tryumfowało. Nazajutrz, około ósmej rano, przeciwnik Rafaela, wraz z dwoma świadkami i chirurgiem, przybył pierwszy na plac.
— Będzie nam tu doskonale; śliczny czas na pojedynek! wykrzyknął wesoło spoglądając na błękit nieba, na wodę i skały, bez śladu smutku lub obawy. — Jeżeli go drasnę w ramię, ciągnął, wpakuję go do łóżka na jaki miesiąc, co, doktorze?
— Conajmniej, odparł chirurg. Ale zostaw pan tę wierzbę w spokoju; inaczej zmęczysz sobie rękę nie będziesz panem swego strzału. Mógłbyś go pan zabić zamiast zranić.
Rozległ się turkot powozu.
— To on, rzekli świadkowie. Niebawem ukazała się na drodze kolaska podróżna zaprzężona w cztery konie i powożona przez dwóch pocztyljonów.