Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tła. Jego zielone oczy, pełne jakiejś spokojnej złośliwości, zdawały się oświecać świat moralny, tak jak jego lampa oświecała ów tajemniczy gabinet.
Oto dziwne zjawisko, które zaskoczyło młodego człowieka w chwili gdy otworzył oczy, kołysany długo myślą o śmierci i fantastycznemi obrazami. Jeżeli zdrętwiał jakby oszołomiony, jeżeli dał się na chwilę opanować wierze godnej dziecka słuchającego niańczynych bajek, trzeba przypisać ten błąd owej zasłonie jaką zaduma rozsnuła na jego życiu i myślach, przedrażnieniu podnieconych nerwów, gwałtownemu dramatowi, którego sceny napoiły go okrutną rozkoszą zawartą w kawałku opium. Wizja ta zdarzyła się w Paryżu, na quai Voltaire, w XIX wieku, czyli w czasie i miejscu w których magja powinnaby być niemożliwa. Nieznajomy — bliski sąsiad domu gdzie wyzionął ducha bóg francuskiego niedowiarstwa, uczeń Gay-Lussaka i Araga, gardzący kuglarstwami ludzi dzierżących władzę — nieznajomy poddawał się bezwątpienia jedynie owemu poetyckiemu urzeczeniu, któremu dajemy się często zagarnąć, jakgdyby dla ucieczki przed ową rozpaczliwą prawdą, jakgdyby dla kuszenia potęgi Boga. Drżał tedy pod światłem starca, zgięty niewytłómaczonym poczuciem jakiejś dziwnej mocy; ale wzruszenie to było podobne owemu jakiego doznawaliśmy wszyscy wobec Napoleona, lub wobec jakiegoś wielkiego człowieka błyszczącego genjuszem i odzianego chwałą.