Strona:PL Artur Oppman - Monologi.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zadyszał się, zasapał,
Poręczy wciąż się łapał,
Nim na piętro się wdrapał.

Do sali wchodzi głównej,
Jak równy do swej równej,
Zbliża się do królównej.

Uśmiecha się zniechcenia,
A ciska jej spojrzenia:
Miłość w niej rozpłomienia...

A wtem królówna rzecze:
— „Naści, dobry człowiecze,
Płaszcz, co grzbiet twój oblecze.

Chociaż w nim już dziur wiele
Starczy na trzy niedziele —
No! Nie bój się! Bierz śmiele...“

Na tę mowę jej śpiewną,
Dziadowin krzyknie rzewno:
— „Nie udawaj królewno!

Nie udawaj, nie cygań!
Toć dojrzałem twych migań!
O, nie rób takich wzdrygań!

Wiem co myślisz, co czujesz,
Jak mnie srodze miłujesz,
Jaki los mi gotujesz.