Strona:PL Artur Oppman - Moja Warszawa.djvu/012

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A dziewczątko zacisnęło dłonie,
Jak dziś dusi stara panna łkanie, —
Ach, bo wierzy, że po tamtej stronie
Bóg jej zwróci najdroższe kochanie...


A tymczasem nad Wisłą, nad Starem Miastem, nad Warszawą zagasło słońce. Gwiazdy wyfrunęły na niebo, jak srebrzystych ptaków miljony, i mrugają do ziemi i uśmiechają się do ludzi. Wiedzą o wszystkiem, znają cierpienia i rozpacze serc — i dają im otuchę — i moc — wytrwanie.
Popatrz się jeszcze od strony rzeki na swoje miasto rodzinne. Ma ono winy i grzechy, o, ma ich bezliku! ale uwierz w to gorąco, że ma i serce szlachetne, które, chociażby w letarg zapadło — w gromowej chwili się zbudzi!

Noc wylewa zapomnienia czarę
Na Starego Miasta obraz śliczny —
I usypia cicho Miasto Stare
W księżycowej poświacie magicznej.

Patrzę w okno, w zapaloną świecę,
Gdzie ktoś może łzy wstrzymuje krwawe...
Chryste z Fary! miej w swojej opiece
I tę starą — i nową Warszawę...