Strona:PL Aleksander Humboldt - Podróż po rzece Orinoko.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

też bez miłosierdzia mordują dzieci i kobiety szczepu wrogiego i pożerają je z apetytem po bitwie, lub napadzie.
— Nie macie panowie pojęcia — mówił stary misjonarz — jak zepsute są te „famiglia de Indios“. Przyjmuje się naprzykład do wsi ludzi innego szczepu, wydają się łagodni, uczciwi i pracują dzielnie. Bierze się ich na wycieczkę (entrada) w celu chwytania tubylców i nagle ogarnia ich szał, rozbijają, zabierają wszystko i kryją kawałki zwłok! — Mieliśmy w pirodze pewnego Indjanina, zbiegłego z nad Rio Guaisia, który w ciągu kilku tygodni tak się ucywilizował, że nam pomagał ustawiać instrumenty podczas nocnych obserwacji. Był z pozoru dobroduszny, rozumny, tak że chcieliśmy go wziąć na stałe za pomocnika. Ku wielkiemu zdumieniu, dowiedzieliśmy się od niego, w rozmowie prowadzonej przez tłumacza, że „mięso małpy manimonda jest coprawda czarniejsze, ale zdaniem jego smakuje jak mięso ludzkie“. Zaręczał, że członkowie jego szczepu „zjadają jeno dłonie ludzkie, podobnie jak łapy niedźwiedzie, zaś resztę odrzucają“. Mówiąc to, wyrażał gestami wielki apetyt. Spytaliśmy go czy i tu, w misji ma ochotę na cheruvichahenę (mięso ludzkie), a on odparł spokojnie, że tu, jadł będzie to, co los padres.
Masy owadów, żyjące w tym wilgotnym klimacie niszczą, jak i nad Rio Negro, młode kultury. Mimo pogodnego nieba nie opadał tu nigdy hydrometr poniżej 52 stopni. Wszędzie napotyka się wielkie mrówki sunące gromadami. Pożerają one chciwie soczyste rośliny pobrzeża, gdyż w głębi lasu wszystko jest łykowate i twardsze. Misjonarz chcący wyhodować sałatę lub inną jarzynę europejską musi zawieszać swój ogród w powietrzu. Napełnia kanoe dobrą