Strona:PL Aleksander Humboldt - Podróż po rzece Orinoko.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zbawionych historji brzegów Kasikuiare marzyłem o tem, jak o słynnym Eufracie i Oksusie.
Pośród tak bujnej przyrody człowiek traci tutaj swe znaczenie. Nic nie przeszkadza rozwojowi roślinności. Gruba warstwa próchnicy świadczy o długiej działalności organicznej. Panami rzeki są krokodyle i lwy, po lasach krążą bez obawy jaguary, pekari, tapiry i małpy. Jest to ich dziedzictwo. Rola człowieka spada do zera niemal, co przygnębia i wywołuje wrażenie, że się znajdujemy wśród jakiegoś zgoła innego świata, który nas nie wydał.
Minąwszy ujście Konorichite i misję Davipe, dotarliśmy o zachodzie do wyspy Dapa, nader malowniczo pośród rzeki położonej. Napotkaliśmy też ze zdziwieniem trochę uprawnego pola i chatę indyjską na wzgórzu. Czterej dzicy siedzieli u ogniska, zajadając jakieś ciasto czarno upstrzone, co pobudziło naszą ciekawość. Czarne centki były to wielkie mrówki, zwane vachacos, ciasto zaś, wysuszone nad ogniem, usmolone było w dymie. Obok ogniska wisiało kilka worków. W chacie spało około czternastu ludzi na matach, jeden nad drugim, wszyscy zaś byli nadzy. Nie zwracali wcale na nas uwagi, gdy jednak ukazał się pater Zea, przyjęto go z oznakami wielkiej radości. Dwie młode kobiety wstały z mat, by nam przyrządzić kasawę (pieczywo z manjoku). Spytaliśmy przez tłumacza, czy ziemia jest tu rodzajna i powiedziano nam, że manjok się nie udaje, natomiast jest to błogosławiony kraj smakowitych mrówek. Vachacos stanowią istotnie pożywienie Indjan z nad Rio Negro. Gdy kasawa była gotowa, kazał pater Zea, któremu febra nie odebrała apetytu, przynieść wędzone vachacos, zmieszał owady z ciastem i skłonił nas do pokosztowania. Miały smak zjełczałego ma-