Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.2.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co, nakreślony Praksytela ręką,
Cały lud odczuł i w sercu doczytał;
Bo jego niebios świeciłaś jutrzenką,
Odziana piękną plastyczną sukienką...

Więc z różanego Olimpu, jak dziecko
Zstąpiłaś świadczyć idealnym marom
I wyobraźnię rozkołysać grecką
Pieśnią słowiczych smutków i porywem
Tych żądz nieznanych, co każą Ikarom
Wiązać się skrzydeł anielskich ogniwem
I nieśmiertelność mierzyć okiem chciwem.

Wtedy wokoło tytaniczne bajki
Liryzm w miękkości szatę poubierał;
I ten kraj ducha lśnił się od mozajki
Promiennych bogiń, co na widzeń pianie —
Gdy jaki nowy bohater umierał —
Zakwitły żalem po zgasłym tytanie,
Przyszłości wonne rzucając podanie.

O! wtedy jeszcze brzaski wieków srebrnych
Niańczyły ziemię w kolebce lotusów;
Chimery ludów, po ścieżkach podniebnych
Biegały złotem i ogniem ziejące;
A Epos oczy otwarła Argusów