Strona:PL Abgar-Sołtan - Dobra nauczka.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ja będę musiała znosić jego pocałunki i pieszczoty.... Ty! Ty Ilku Szwabiuku.... czy ty to rozumiesz?
On stał ogłuszony potokiem jej słów, zamyślony, nie wiedząc, co ma jej odpowiedzieć.
— Cóż? Inaczej być nie może! — przerwał jej po chwili.
— I tak być nie może! — zawołała z rozpaczliwą stanowczością. — Ja do dwóch chłopów należeć nie mogę!... Prędzej śmierć! Rozumiesz śmierć! Jeżelim ci miła.... to.... to spiesz zaraz.... zaraz w nocy do Kossowa do starosty cesarskiego, wyrób pass[1] na nas oboje i uciekniemy!.. Uciekajmy w świat daleki!... Uciekajmy w wołoskie kraje, wszędzie pójdę za tobą, żebym tylko jego więcej nie widziała.

— Zastanów się Mariko — błagał ją parobek — passu ja tak prędko nie dostanę,

  1. z niemiecka „pasport“.