Przejdź do zawartości

Strona:PL Żeligowski Edward - Jordan (wyd. 1870).pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
GŁOS ZEWNĄTRZ.

Drzwi te wysadzę, choćby i z kamienia,
Choćby z granitu — tak! — wysadzić muszę!

WITOLD.

Co słyszę? brat mój!

JAN.

Jakaś awantura
Zda się na wstępie do nas się uśmiechać.

HENRYK (za drzwiami).

Ha! ledwo siły staje mi oddychać!
Tylu ciosami płodna czarna chmura!

KILKA GŁOSÓW.

To głos jego wyraźnie.

HENRYK
(bije we drzwi — drzwi się otwierają — Henryk wpada pijany).

Co za czary!
Anim śnił znaleść takie zacne grono!
Co wy robicie tu, śród tej pieczary?
Czy was tu równie tak jak mnie wpędzono?
Słuchajcie, powiem wam dzieje okropne!
Jeszcze ze strachu cały prawie topnę!

WITOLD (z żalem).

Henryku! zawsze takie pędzisz życie....

HENRYK
(nie zwracając wcale uwagi).

Trochem ochłonął. Oto, jak widzicie,