Przejdź do zawartości

Strona:PL Żeligowski Edward - Jordan (wyd. 1870).pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O! każdem drgnieniem serca i widzę i czuję,
Jaką kawę żywota dla siebie gotuję,
Na której będzie jedno wyszycie podłości!

— Gdybymż jeszcze samotny został na tym szlaku,
Czułbym karę za grzechy; i rzecz wypłacona;
Lecz w licznym pobratymców widząc się orszaku
I bujnie chwastów krzewiące nasiona,
To serce pęka — i czemuż nie pęknie?
Jakimże cudem tyle bolów mieści?
Na strasznym sądzie słuchając powieści
Pan Bóg się zdziwi i piekło się zlęknie.
Znać podłość, z całą wzgardą brzydzić się podłością,
A jednakże być podłym! o! tego za wiele!

Ach! wieleż razy łzami zmywałem pościele,
I jutro miałem zostać zupełnie czem innem!
Czemże dotąd zostałem! — nikczemną nicością!
O! mniej niż nicość!

(z największą ironją).

bo nicością się wiedzącą,
Żałującą bez skutku, bez skutku płaczącą!

(Ociera łzy).

Lecz raz potrzeba dopełnić zagadki.
Jam gotów byt mój poszarpać na szmatki!
Niech będę choć jak gałgan od plastra do rany.
Lepszy jest gałgan z płótna niżeli gałgany!...

{Porywa za kapelusz i wychodzi).