Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Łzy powstrzymały mowę Kasi, która przytuliła się do matki i rękę jej całować zaczęła.
— Dość, dość już, moje drogie dziecko — odezwała się matka drżącym od wzruszenia głosem. — Jasia nie mogę winić, że chciał ułamać gałązkę, bo nie pojmował, jaki to byłby zły postępek. Ale sądzę, że skoro mu to wytłumaczę, to się zgodzi, że Kasia słusznie go od tego powstrzymywała. A teraz weźcie oto powydzielane wam ciastka, jedzcie je i słuchajcie, a ja wam mówić będę.
Każde z dzieci wzięło wydzielonych mu kilka ciastek, ale tylko Walerka zaraz zabrała się do jedzenia. Kasia zaś i Jaś ucałowawszy ręce matki, trzymały ciastka i przysłuchiwały się uważnie jej słowom:
— Cały ten bulwar — mówiła matka — ze wszystkiemi drzewami, kwiatami, ławkami i wodotryskiem kosztuje dużo pieniędzy i pracy. Za czyjeż więc pieniądze ten bulwar założono i utrzymują go obecnie? Oto wszyscy mieszkańcy Mińska składają na to podatek.
— Jakto? — przerwał Jaś — i mama na to pieniądze dawała?
— A jakże, i ja i wszyscy corocznie na to pieniądze dajemy. Następnie te pieniądze oddajemy zarządowi miejskiemu, a on już tego bulwaru dogląda, kopie, zasadza, polewa i zamiata. Widzisz więc, mój Jasieczku, żeś się bardzo omylił, mówiąc, iż bulwar ten nie jest niczyją własnością. Owszem on jest własnością nas wszystkich, własnością publiczną. Możemy wszyscy korzystać z przechadzki po bulwarze, z cienia drzew, z zapachu kwiatów, ale nie mamy prawa, ani zniszczyć, ani przywłaszczyć sobie żadnego kwiatka, żadnego listka, żadnej gałązki, gdyż to-by się równało