Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A Walerka płacząc wrzeszczała:
— Precz, precz, nie dam Kasi; precz, bo powiem mamie!
Przestraszona matka zerwała się z ławeczki i zawołała przerażonym głosem:
— Dzieci, dzieci! Chodźcie tu zaraz. Co to jest takiego?
Kłótnia w tejże chwili ucichła, a dzieci biegły do matki z Walerką zaperzoną na przedzie.
— Mamo... mamo... — wołała, Jaś... chciał... Kasię... uderzyć...
— Co to było takiego? mówcie mi zaraz. Jaś niech pierwszy wszystko opowie.
— Niech mama tylko posłucha — odezwał się Jaś — oto tak było. Ja zapomniałem zabrać z sobą z domu szpicruty swojej. A bawić się w konie bez szpicruty bardzo niewygodnie. Otóż chciałem teraz wyłamać bardzo ładną, taką równą gałązkę, niedaleko stąd rosnącą. Ale Kasia, to taka naprzykrzona, zawsze musi wtrącić się do wszystkiego. Za nic mi nie pozwalała tej gałązki wyłamać. Proszę mamy, co jej do tego? Przecież to gałązka niczyja...
— No, dosyć — przerwała matka — Teraz niech Kasia powie, dlaczego spierała się z Jasiem i nie dozwalała mu wyłamać gałązki. Kasiu, siądź tu przy mnie i powiedz, co w tem widziałaś zdrożnego?
Kasia usiadła na ławeczce i nieśmiało mówić zaczęła:
— Ja sama nie wiem, mateczko. Ale mnie się zdawało, że kiedy to drzewko nie nasze, to i łamać go nie wolno. A jak przypomniałam sobie tego chłopczyka w cukierni.. to mię taki strach ogarnął...