Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ki, potknął się o sprzęt jakiś, który upadł i stuknął. W téjże chwili usłyszał on za ścianą krzyczący głos:
— Kto tam taki po sionkach łazi i sztuki wyprawia? pewnie to Wincuk... łotrzyk ten... do tej pory włóczy się...
Tu Wincuk drzwi otworzył i Jaś zobaczył wnętrze chaty garncarza. Była to izba dość obszerna, ale bardzo nizka, z okopconemi ścianami i aż czarnym prawie sufitem. Pod ścianami znajdowało się parę stołów, kilka stołków i jedna długa ława, w głębi zaś izby palił się na kominie wielki ogień, a przed tym ogniem... przed tym ogniem stała kobieta, na której widok Jaś, ośmielony i rozweselony rozmową z Wincukiem, uczuł znowu ogarniającą go trwogę. Była to kobieta wysoka, chuda, koścista, bardzo stara, z twarzą żółtą jak pomarańcza i tak pomarszczoną, że gładkiego miejsca ani na dotknięcie szpilki na niej nie było. Zębów nie miała ona znać wcale: bo dziobaty nos jej stykał się prawie ze spiczastą i ku górze sterczącą brodą. Pasma białych zupełnie włosów, z pod okręconej na głowie czerwonawej chustki, opadały na żółte czoło i policzki; ubrana była w grubą koszulę, krótkie spodnie i fartuch. Stała przed ogniem i wygrzewała sobie ręce, a rozpostarte palce jej, chude i węzłowate, przeświecały przez siebie ogień i wyglądały jak szpony drapieżnego ptaka. Przytem, odwracając twarz ku drzwiom, krzyczała ostrym i przeszywającym głosem, łając Wincuka za to, że tak długo nie wracał do chaty.
Jaś nie śmiał poruszyć się, ale Wincuk szepnął mu po cichu, ażeby się nie lękał, bo babula choć krzyczy, nic mu złego nie zrobi. Potem wziął znowu Jasia za rękę i przyprowadziwszy go do starej kobiety, opowiedział wszystko, o czem słyszał od ojca i co on mu powiedzieć kazał.