też krytykowany przez Richarda Floridę[1]. Sam, tworząc pojęcie creative capital i optując za przestrzeniami dla „frików” (czyli ludzi, którzy nie mieszczą się w normach konserwatywnego społeczeństwa), twierdzi, że kapitał społeczny jest ideą przestarzałą, że ze wszystkimi swoimi „twardymi” powiązaniami społecznymi jest niebezpieczny i szkodliwy. Kapitał społeczny bowiem rzeczywiście ma również swe ciemne strony: gangi, mafię, nepotyzm i „kolesiostwo”. Kapitał społeczny wiązany jest też często ze zinstytucjonalizowanymi religiami – i znów, z jednej strony religijne wspólnoty często mogą podać rękę potrzebującemu, z drugiej jednak łączą się również z nietolerancją, fanatyzmem i czasem – przynajmniej symboliczną – przemocą. To nie przypadek, że Hamas swą popularność w Palestynie zawdzięcza nie tyle walce zbrojnej, ile działalności charytatywnej[2]. Podobny mechanizm doprowadził do władzy turecką Partię Sprawiedliwość i Rozwój czy dwie główne partie Irlandii Północnej: dup (Democratic Unionist Party) i Sinn Féin. To właśnie kapitał społeczny jest też przecież fundamentem Radia Maryja.
Nie dziwi więc fakt, że Florida, który twierdzi, że podstawą „kapitału kreatywnego” jest tolerancja (oraz talent i technologia), kapitał społeczny widzi jako zagrożenie dla rozwoju miast w XXI w. i raczej jako problem niż szansę. Tak opisany kapitał społeczny byłby więc związany z terytorialnie określoną samopomocą i samokontrolą społeczną.
Prawdopodobnie wszyscy bylibyśmy szczęśliwi w świecie, w którym samopomoc i bezinteresowna życzliwość przeważałaby nad religijnie czy ideologicznie motywowaną chęcią kontrolowania, co robią, mówią i myślą bliźni, niemniej jednak samokontrola spo-