Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kwitnące rumiane policzki, na których widniało lenistwo i obżarstwo, na wydatne, okrągłe brzuchy, rozkosznie wydymające się pod ciepłemi sutannami i nowemi watówkami. Nadużywszy już cierpliwości matki, z której wyciągał bez końca pieniądze pod pozorem, że życie w biskupstwie dużo bardzo kosztuje, gdyż trzeba prezentować się stosownie do zajmowanego stanowiska, wydarłszy biskupowi kilkakrotnie większe sumy, nibyto na cele dyskretnej dobroczynności, począł rozważać szanse procederów nieuczciwych. Układał plany, których romantyzm szedł w zawody z kradzieżą i świętokupstwem. Marzył o spadkach po bogatych, starych damach, o przygodach miłosnych i mistycznych z kasztelanowymi, któreby dawały duży zysk. Najprostszem w świecie wydało mu się spieniężyć swój wpływ, poparcie... tylko komu?... dalej zamierzał handlować sakramentami i otworzyć sklep z dewocyonaliami... ale jak? Pogłębiał swe pomysły i pracował nad ulepszeniem instytucyi pielgrzymek, chciał wykopywać z grobów cudownych świętych i odkryć w Maryi Pannie nieznane, cudowne, niezużyte dotychczas siły cudotwórcze... Ale wszystko już w tym kierunku uczyniono, co się tylko dało! »Madonnę wyeksploatowano zupełnie!« — wzdychał i ręce mu opadały na biurko ciężko, z desperacyą. Pomysły, w chwili powstania łatwe i proste, stawały się arcytrudnymi i najeżonymi kolcami, gdy je