Strona:Obrazki z życia wiejskiego.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  61   —

wtarza. Joalce, naszéj najmilszej zieziulce, oddamy całe nasze kochanie i pieszczoty, boć to dziewczyna; tak więc, żadne z nich skrzywdzoném nie będzie.
Otóż to mi prawdziwa mądrość prostacza, mówił na wpół do siebie zacny ksiądz Pleban, i z rozjaśnioną twarzą ująwszy głowę wiejskiego mędrca, przycisnął ją do piersi. — Idź i czyń, jakoś wyrzekł, dodał z rozrzewnieniem, i niech ci Pan Bóg jak dotąd błogosławi.
Nazajutrz po Mszy świętéj, którą odprawił ksiądz pleban, a któréj cała rodzina wysłuchała klęcząc pobożnie, a matka leżąc krzyżem, cała zalana łzami, Maciéj powiózł synów do miasta, by ich oddać do szkoły.
I w kilka dni Maciéj trochę smętniéj, ale z rozjaśnioną twarzą śpiéwał z synem, idąc przy pługu, a w chacie Maryjanna, klęcząc przed obrazkiem Boga Rodzicy ze śliczną Joalką, polecała synów téj Najmiłościwszéj Opiekunce strapionych matek i dobrych dzieci.
A tymczasem Tomaszek i Jakóbek całą duszą oddawali się nauce. Maciéj co miesiąc regularnie, odwiedzał ich w mieście, napominając bez ustanku, aby pamiętali o Bogu i postępowali poczciwie.
Przy końcu roku oboje rodzice pojechali po synów, by ich przywieźć na wakacye do chaty. Trafili właśnie w dzień uroczysty dla szkoły, w sam popis, w którym to dniu uczniowie odbierają nagrodę za swoję pracę. — Jakaż to była radość