Strona:O kogucie i lisie (1939).djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

budził ją głośnym pianiem. Kurka też była szczęśliwa, tylko wciąż wzdychała do kurczątka.
— Ach, jakże chciałabym mieć takie śliczne, żółciutkie kurczątko — żaliła się często.
Koko jednak wcale nie pragnął piskląt, wiedział, że kurka będzie o nie dbać więcej niż o niego. Pracy też mu przybędzie, a od śmierci babulki odzwyczaił się od roboty. Ale żal mu było żoneczki, że tak się martwi, więc wzdychał razem z nią:
— Szkoda, że nie mamy kurcząt...
Pewnego dnia usłyszeli jakiś szelest pod drzwiami. Z początku bali się otworzyć. A była to już zima, śnieg zawiał wszystkie drogi i mróz oszronił okna. Kogucik siedział przy piecu, a kurka na ławie. Szelest się powtórzył, a po chwili usłyszeli cienki głosik:

— Wpuście mnie, wpuście mnie, bo

8