Strona:Na wzgórzu róż (Stefan Grabiński).djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

należy do kategoryi zjawów dyonizyjskich; cierpienie mu blizkie. — Pod ochroną jego posępnych skrzydeł boleje od wieków Lucifer przedziwny, trawi się własną porażką Marsyas nieszczęśliwy. Szatany chętnie tulą się w cieniste ustronia.
Cień jest poziomem wspólnym, na którym schadza się świat żyjący z t. zw. martwym: wszystko, co istnieje, ma swój cień. Cechą jego jednoplanowość; usunął łudzącą perspektywę i wszystko cisnął na jedną płaszczyznę, dokonując bajecznego zrównania wszech rzeczy, które przedstawia w krzywiznach i prostych.
A iż podchwytuje to, co podziemne, wyświeca, co tajemne i nieznane, przeto jest wrogiem dnia słonecznego i dziennych konwenansów. Cień najsilniejszy jest w południe. Gdy słońce uderza w ziemię najgorętszym miotem, że wszystko rozżarzone do białości, jasne, jak prawda i zda się bez śladu wątpliwości — wtedy on zarzuca najsoczystsze ekrany — przestrzega przed pozornością promienną Apolla. Jest ciemnym wyrzutem dźwigającym się z zakątów dyszy podczas złocistej, strugami wina perlącej biesiady. Memento mei!!...
Majaki myśli osnuwały mnie coraz gęstszemi złożami, że ukołysany mocnym ich obrzaskiem, zasnąłem. Spałem długo. Gdy zbudzony turkotem przygodnego wozu rozwarłem ociężałe powieki, słońce już skłaniało się ku zachodniej stronie. Ubrałem się i wyszedłem na miasto. Obraz z ubiegłej nocy nie dawał mi spokoju, zajmując sobą podrażnioną uwagę. Czułem, że chcąc pracować dalej w obranym kierunku, muszę