Strona:Na wzgórzu róż (Stefan Grabiński).djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cienie zmarłych — wyrażenie dziwne niby długie, wlokące się całuny, lekkie bojaźliwie mary.
Bezcielesność cienia, jego znikomość irrealna i pierwiastek nieokreślonej niesamowitości zda się źródłem szczególnej hipostazyi: symboliczne zestawienie duszy, ducha i zmarłych z cieniem.
Cień jest naiwną projekcyą naszej jaźni na zmysłowym ekranie ziemi. Jest on zawsze zindywidualizowany; znać go tylko, gdy wyosobniony; stąd potrzeba mu światła, bez którego nie rozepnie tajemnych swych sieci. Jest przeciwstawianiem jednolitej ciemności, bo ta złą i niemoralną.
Stąd dziwny lęk przed własnym cieniem; może zdradzić, wydać czasem to, czego się w sobie samym nie przeczuwało. Sobowtóry są wogóle zjawiskiem niemiłem.
Czy nie zastanawia, że cień rysuje zawsze tylko profil? Znaczy to, co najwyrazistsze, podkreśla rysy zasadnicze, znamienne; reszta go nie obchodzi, odrzuca ją jako rzecz mogącą zwieść mniej wprawnego obserwatora. Ludzie z profilu wyglądają często całkiem inaczej, niż en face i — wierniej, prawdziwiej. W pozycyi en face wyraz twarzy rozlewa się na obie jej połowy i rozwadnia, słabnie. Cień bywa nieraz genialnym karykaturzystą.
Stąd odruchowy strach, jaki wzbudza. Nikt nie lubi, gdy go podpatrują.
Cień jest jakby duszą wszech rzeczy, zrzutowaniem ich najwewnętrzniejszej istoty, uświadomieniem ukrytych znaczeń.
Dlatego jest ciemny i ponury, jak wszelka głębia —