Strona:Mowy ze Zjazdów Bazylejskich.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
II.



Bazylea, 28 Sierpnia 1898 r.


Szanowni Członkowie Zjazdu!

Od czasu, jakeśmy się poraz pierwszy zgromadzili, syonizm o rok jest dojrzalszym. Dzisiaj zjechaliśmy się tu ponieważ nigdzie odpowiedniejszego znaleźć nie mogliśmy miejsca, a prócz tego łączy nas obecnie z tem miastem ogniwo wdzięczności, tu bowiem naszemu poprzednio bezdomnemu ruchowi pozwolono wypowiedzieć wszystkie pragnienia i skargi niewinnych ludzi.
Nowy ruch żydowski wynurzył się przed światem, jako coś obcego a niezrozumiałego dla wielu. Niejeden uważał go za upiora czasów minionych. Wszakże naród żydowski umarł i przebrzmiał. Myśmy to, co prawda, czuli niewyraźnie, zanim to przenikło do naszej świadomości, że takie twierdzenie mija się z prawdą. Wszakże śmierć jest końcem wszelkich cierpień: zkądże więc biorą się nasze cierpienia? Aforyzm myśliciela brzmi dla nas: „Cierpię, zatem jestem!“ I zwolna, z każdą nową krzywdą, poznanie to w coraz potężniejsze rosło kształty, aż wreszcie powstała świadomość narodowości, której wprawdzie nie wszyscy jeszcze posiadają, lecz kryła ona w sobie niewątpliwą zdolność rozpowszechnienia się. Istotnie też parła naprzód, porywając głowy i serca, jednając starych i młodych, a pierwszy zjazd syonistów był już oczywistym znakiem życia zmartwychwstałej świadomości narodowej. Niejeden przecie istniał poważny a ciężki skrupuł przeciw zwołaniu podobnego zgromadze-