Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oszczędził, uszanował... Nie tknął mnie... Pod opieką moją przybywa... Dałam słowo, słowo twoje, słowo nasze... Czekaj, aż gniew ochłonie... Nie rzekł i słowa, nie uczynił poruszenia, kłóreby...

gwido.

Ale kto jest? Kto on jest?

vanna.

Prinzivalle.

gwido.

Kto?... On?... Kto? ten?... Ten, Prinzivalle?!

vanna.

Tak, tak! Jest naszym gościem... Pokłada ufność w tobie!... Jest naszym zbawcą!

gwido.
po chwilowem osłupieniu, z wzrastającą gwałtownością i uniesieniem, niepozwalającem Vannie przerwać mu mowy.

Och, Vanno! To spada, jak czysta rosa z nieba... O, Giovanno moja! Giovanno!... Jesteś wielka, a ja cię kocham...i rozumiem nareszcie.Tak, miałaś słuszność!... Jeśli trzeba było uczynić, coś uczyniła, należało to tak uczynić!... Ach pojmuję twój podstęp, potężniejszy od jego zbrodni! Ale nie wiedziałem, domyślić się nie mogłem... Inna, byłaby go zabiła, jak Judyt Holofernesa... Lecz zbrodnia jego, większa od Holofernesowej, domagała się sroższej zemsty... Trzeba go było zatem tu przywieść — i przywiodłaś... Trzeba go było postawić wobec ofiar, które katami jego się staną...