Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sznie, lecz tobie przebacza błąd twój wspaniały... Pragnę cię rzucić w jego ramiona, abym ostatniem poruszeniem i ostatniem spojrzeniem połączył was w miłości...

W tej chwili Gwido postępuję naprzeciw Vanny. Ona chce przemówić i zbliża się, jakby rzucić się miała w jego objęcia, lecz Gwido zatrzymuje ją nagle i odpycha. Poczem zwraca się do otaczających.
gwido głosem suchym i rozkazującym.

Pozostawcie nas!

vanna.

Nie! nie! czekajcie wszyscy!... Chcę ci powiedzieć. Chcę powiedzieć wszystkim... Gwido powracam czysta. Nikt nie może...

gwido
przerywa, odpycha ją i ogarnięty gniewem, głos podnosi.

Ty! nie zbliżaj się do mnie! Nie dotykaj mnie jeszcze! Idzie naprzeciw tłumu, zalewającego salę, który teraz cofa się przed nim. Czyście słyszeli?... Proszę, żebyście odeszli i pozostawili nas samych. Panami jesteście u siebie, lecz ja tu jestem panem. Borso, Torello! przywołajcie straże!... A! rozumiem. Po wielkiej uroczystości, brak wam jeszcze widowiska!... Lecz mieć go nie będziecie! Nie dla was ono! godni go nie jesteście!... Macie mięso i wino. Zapłaciłem za was wszystkich. Na cóż jeszcze czekacie?... Co najmniej, jak sądzę, mam prawo być sam z moją boleścią... Precz! idźcie jeść! Precz! idźcie pić! Tłum, milcząc, porusza się i znika powoli. Są tacy, którzy się opóźniają!... Biorąc gwałtownie Marca za ramię. Ty także!