Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
marco, mówi bardzo szybko i półgłosem, pochylając się nad Vanną, którą podtrzymuje.

Zrozumiałem... Zrozumiałem twoje kłamstwo... Nieprawdopodobieństwa dokazałaś... To sprawiedliwie i bardzo niesprawiedliwie zarazem, jak wszystko, co ludzie czynią... O! życie ma racyę... Przyjdź do siebie, Giovanno... Ponieważ nam nie wierzą, trzeba jeszcze kłamać... Woła. Gwido! ona cię woła... Gwido! ona się budzi...

gwido przybiega i bierze Vannę w objęcia.

Moja Giovanno!... Uśmiechasz się... Odpowiedz mi... Nie wątpiłem nigdy... Wszystko już skończone... W upojeniu zemsty zapomnimy o wszystkiem... To był sen przykry...

vanna otwiera oczy i mówi bardzo słabym głosem.

Gdzie on jest?... Wiem, wiem... Dajcie mi klucz, klucz od jego więzienia... Nikt inny nie może...

gwido.

Gdy straż powróci... Klucz ci oddadzą...

vanna.

Chcę go mieć sama, żebym była pewną... żeby nikt inny... To był przykry sen... Piękny teraz się rozpocznie... piękny się rozpocznie...

zasłona spada
KONIEC.