Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Prinzivalle! będziesz mieć pocałunki, jakich w życiu nie zaznałeś nigdy!

gwido, zbliżając się.

Giovanno!

vanna.

Przyjrzej mu się z blizka!... Był pełen nadziei! Uwierzył mi odrazu, gdym mu powiedziała: »Kocham cię, Prinzivalle!...« Ach! gotów był pójść za mną na dno piekła!.. Całowałam go tak... Całuje gorąco Prinzivalla. Gianello! kocham cię!... Zwróć mi moje pocałunki... Policzone ci one będą! Odwraca się do Gwida. Jeszcze mi je oddaje!... Ach, śmiech tak blizkim bywa podobnej szkarady!... Teraz, on mój!... Panie! jest moim wobec Boga i ludzi!... Chcę go mieć, mieć go będę!... To zysk mojej nocy! świetny zysk! Chwieje się i opiera o kolumnę. Ostrożnie!... bo upadam... Zbyt wielka radość napełniła moje łono... Zdyszanym głosem. Ojcze! oddaję ci go, dopóki siły moje... Niech znajdą podziemie tak głębokie, by nikt nie mógł... Klucz od niego mieć muszę... Chcę mieć klucz natychmiast!... Niech go nikt nie rusza! To część mego łupu! chcę mieć nietkniętą!... Gwido, on do mnie należy! Postępuje krok jeden do Marca. Ojcze! on mój, a ty mi za niego odpowiadasz! Strażnikiem jego będziesz! Niech cień zniewagi nie muśnie jego lica, by mi był zwrócony takim, jakim go wam oddaję!... Straż odprowadza Prinzwalla. Bądź mi zdrów, Prinzivalle!... Ach! zobaczymy się znowu! W chwili, gdy Gwido wchodzi pomiędzy żołnierzy, którzy po grubiańsku wyprowadzają Prinzivalla, Vanna krzyknęła, zadrżała i pada w objęcia Marca, który podbiegł, by ją pochwycić.