Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze drugi kawałek — przerwała mu dziewczynka.
Tymczasem miała tylko trochę okruszyn, które jej pozostały w kieszeni. A wiatr wzmagał się coraz to większy, śnieg białymi płatami zasypywał drogę, a nawet na schody kościelne się wdzierał.
Zimno przejmowało nawskroś starca i jego wnuczkę, napróżno usiłujących zasłonić się nędznymi łachmanami.
Wkrótce ręce grajka, zziębnięte i spotniałe, puściły chleb, głowa mu się pochyliła na piersi.
Basia wzięła go za rękę, pocałowała, spojrzała mu w oczy i przeraziła się, że tak dziwnie wyglądał.
— Dziadziu! — woła przestraszona dziewczynka — dziadziu, co ci jest?
Staruszek milczał.
— Dziadulku, dziadziu! — błagała Basia — odezwij się, powiedz, co ci się stało?
Całowała go po rękach, po głowie, a łzy dławiły ją, w głowie jej się mąciło.
Ale dziadek tylko poruszał ustami, coś szeptał, lecz co, nie można było dosłyszeć.