Strona:Martwe dusze.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

minut przemilczeć, gdy drzwi do pokoju się otworzyły i weszła gospodyni, dama wysoka, w czepku z szerokiemi wstążkami, które były o ile się zdaje farbowane domowemi farbami. Weszła poważnie, trzymając głowę prosto, jak palma.
— To moja Teodula Iwanówna! rzekł Sobakiewicz.
Cziczikow pocałował Teodulę Iwanownę w rękę, którą ona napchnęła mu prawie do ust, a przy téj sposobności mógł on zauważyć, że ręce były wymyte rosołem z ogórków.
— Duszko, rekomenduję ci, mówił daléj Sobakiewicz, Pawła Iwanowicza Cziczikowa! Miałem honor poznać się z nim u gubernatora i u poczmajstra.
Teodula Iwanowna prosiła siedzieć, wyrzekłszy także te słowa: „Bardzo proszę“ i zrobiła giest głową, podobny temu, jaki robią aktorki przedstawiające królowe. Następnie usadowiła się na kanapie, okryła się swoją merynosową chustką i nie poruszyła już ani oczami ani brwiami.
Cziczikow znowu podniósł oczy w górę, i znowu ujrzał Kanariego z grubemi udami i nieskończenie długiemi wąsami, Bobelinę i drozda w klatce.
Prawie przez pięć minut wszyscy milczeli; słychać tylko było sztukanie drozda dziubem