Strona:Maria Sułkowska - Tristan II.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XI.

Dworzec nasz nizki, ledwo zdał się białym,
Pod dachów wielkich okapem zczerniałym;
W okna patrzały wygięte w kabłąki
Jabłonie stare; jednym skokiem śmiałym,
Byłem w konarach i biegłem na łąki.


XII.

Biegłem jak zając na ranną wyprawę,
Z brylantów mokrą otrząsałem trawę;
Migały mi się, rumiane od świtu,
Tatry wysokie, lub niebo łaskawe,
Nieskończoności otchłań i błękitu.


XIII.

Jesienią biegłem na wzgórki jałowe,
Pławiąc się w zwojach mgieł srebrzystej przędzy;
Po ślizkich stokach pędziłem co prędzej,
Przez ostre skale i upłazki płowe,
Na szczyt, gdzie słońce pieściło mi głowę,


XIV.

Mgłę siwą dołem, a górą złocistą,
Przerosły Tatry: wyspa z skał i z śniegu,