Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czekała na niego widocznie, bo gdy się zbliżył, cofnęła się w głąb, lokaj otworzył drzwiczki.
Chojecki na to milczące zaproszenie wsiadł, oszołomiony kompletnie; zatrzaśnięto drzwiczki, powóz ruszył.
— Czy pani tego żądała ode mnie? — spytał, zdobywając się na uśmiech.
— Tylko. I takem się śpieszyła ze strachu, byś pan mi nie zdezerterował z posterunku, żem nawet nie zmieniła kostjumu. Jedziesz pan z Mignon we własnej osobie. O, jakżem rada, że pojutrze koniec mojej scenicznej niewoli na ten rok. Znudzona jestem ostatecznie. Chcę zarzucić sztukę.
— Czy pani sądzi, że ktokolwiek temu uwierzy?
— Uwierzą, ujrzawszy fakt dokonany. Miałam do zbytku zaproszeń na następny sezon, odmówiłam wszystkim. Chcę wypocząć. Cyganerja mi zbrzydła, powodzenie spowszedniało. Chcę wyjść zamąż, kochać kogoś, mieć dom i serce czyjeś na własność. Oto powód mej prośby dzisiejszej. Zbłądziłam ciężko, odmawiając niegdyś panu rozwodu, dziś przychodzę z podobnem żądaniem. Może za późno się odzywam, lecz sądzę, że swoboda odzyskana jest zawsze rozkoszą.
Zapanowało milczenie. Oboje nie widzieli swych twarzy, lecz Harriet nie zdziwiła się bynajmniej, że głos mu drżał, gdy się ozwał po chwili.
— Zdaje mi się, że niewola pani ciężką nie była. Wykonałem ściśle zobowiązanie to nieszczę-