Strona:Maria Buyno-Arctowa - Dumny smerek. Duch burzy.pdf/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy dobili do przeciwległego brzegu, nieznajomy rzekł:
— Nie troszcz się o twoje czółno. Ja go dopilnuję!
Chłopiec bez namysłu wręczył mu łańcuch, który trzeba było zakręcić o słup nadbrzeżny, sam zaś począł niezwłocznie wdrapywać się na skały. Trudne to było dzieło, lecz chłopcu zdawała się pomagać jakaś siła niewidzialna.
Wreszcie dotarł do koźlątka, które z radością przytuliło się do swego wybawcy, zapomniawszy o swej zwykłej krnąbrności i nieposłuszeństwie.
— Oj, ty głuptasku! Widzisz, do czego prowadzą figle i swawole! — strofował z przyzwyczajenia Rudek, na pół niosąc, na pół ciągnąc za sobą drżące stworzonko.
Burza zdawała się uspokajać.
Nieznajomy czekał z czółnem na dawnem miejscu; Rudkowi wydało się, że twarz jego stała się jakaś jaśniejsza i łaskawsza.
— Siadaj prędko. Ja cię powiozę, gdyż musisz być porządnie zmęczony.
To mówiąc, nieznajomy chwycił za wiosła i łódka pomknęła tak szybko, jakby na jej usługach był wicher, a fale niosły ją ochotnie.
Gdy się znaleźli na lądzie, nieznajomy owinął się w swój płaszcz, skinął ręką i burza nagle uspokoiła się.
— Wracaj spokojnie do domu, a zapamiętaj to sobie dobrze, iż odwadze i uczciwości pomagają nawet te siły przyrody, które mają moc niszczenia i zagłady!
Wyrzekłszy te słowa, nieznajomy rozpostarł swój płaszcz, uniósł się w powietrze i zniknął z oczu zdumionego chłopca.
Trudno opisać radość z powodu powrotu Rudka: rodzice i znajomi nie spodziewali się go ujrzeć więcej.